środa, 2 listopada 2011

Wariacje na temat równouprawnienia

Ostatni artykuł był napisany pod wypływem emocji. Przyjechałam do domu zmęczona i głodna, po 12 godzinach pracy i pomyślałam sobie, po co nam uprawnienia? Co zyskałyśmy, a co straciłyśmy? Dlaczego na siłę próbujemy przekonać, że jesteśmy silne, mądre, inteligentne i wykształcone?

Ale z drugiej strony, jeśli popatrzę na swoje niepracujące koleżanki, nie chciałabym być na ich miejscu.
Stereotyp niemiecki drei mal k..., czyli "Kinder, Kuche und Kirche" jest mi całkowicie obcy.

Ja mam swoją pracę, swoją pasję. Robię coś, co przynosi korzyść innym. Dzięki mojej pracy wzrasta produkt krajowy brutto, zmniejsza się stopa bezrobocia. A w dobie przeludnienia jest to niezwykle istotne. I przede wszystkim pomagam ludziom.

Stereotyp złego dentysty ciągle jest u nas żywy. Strach i ból także. A ja, nieskromnie mówiąc, skutecznie z tym walczę. Moje gabinety sa bardzo przyjazne, kolorowe i w niczym nie przypominają tych sprzed 20-30 laty. Są   ładne, estetyczne i funkcjonalne. A pierwsze wrażenie bardzo się liczy.

Ostatnio słyszałam z ust, skadinąd inteligentnego pana, że "decyzyjność kobiet kończy się w kuchni". Roześmiałam się szczerze i radośnie. Czuję się bliższa mentalnie z moim psem niż z ludźmi normującymi swoje myśli i uczynki według praw i reguł rodem z średniowiecza.
Nie tak dawno usłyszałam " my, europejczycy". Nie mamy w zwyczaju tak siebie nazywać.
Jesteśmy Polakami, katolikami, ale europejczykami?
To coś nowego.
Moja pacjentka, p. Małgosia, która obecnie mieszka w Singapurze, napisała dziś, że tęskni za naszym listopadem i że on wcale nie musi być depresyjny, "przytulny dom,kominek, książka i może być miło"
A dla nas, po gorączce cmentarnej listopad to preludium do Swiąt  Bożego Narodzenia.
Zmiana ekspozycji w sklepach, z gromnic na bombki i mikołaje zacznie sie juz niebawem.
I przesyt reklam, tzw. świątecznych, za pomocą których będą nam chcieli wcisnąć wszystko, co zalega w magazynach.
Czy to im sie uda?
Pewnie. Kawa jacobs filiżanka, espumisan, juz w porządku mój żołądku", wystarczy zmienić opakowanie, dodać karpia i śledzia i mamy święta .
Sorry, zapomniałam o ambi pur i domestosie, no bo przeciez my kobiety z kuchni nie wychodzimy!

3 komentarze:

  1. Święta prawda:). Jestem imienniczką bohaterki tego bloga, niestety to nie o mnie mowa. Ale chciałabym pomieszkać w Singapurze i zatęsknić za polskim listopadem :). Cóż...listopad nie należy do najprzyjemniejszych miesięcy, ale zgadzam się, że dobre wino, książka i kominek robią swoje.
    A, i też mam psa, który jak mi się wydaje, rozumie mnie lepiej niż niejedno ludzkie istnienie.
    A moja kuchnia łączy się z salonem !:>

    OdpowiedzUsuń
  2. P. Małgosiu, to jest piekne! kuchnia z salonem...że też na to sama nie wpadłam.
    Można być damą, i gotować i sprzątać, a jednocześnie pomyśleć sobie o tym i owym...
    Nawet nie sądziłam, że robi sie coraz ciekawiej, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli mówimy o wariacji na temat równouprawnienia, to oczywiście, możemy powiedzieć, że miejsce kobiety kończy się w kuchni. Ale nie każdej kobiety.
    Mężczyźni przechwalają się, że są lepszymi kierowcami, lepszymi kucharzami,że w ogóle są lepszymi specjalistami.
    Wniosek nasuwa się sam. Miejsce mężczyzny również kończy się w kuchni, przecież są lepsi w gotowaniu. Czyż nie?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń