Kobiety zarabiają mniej o 20, 30 a nawet 40 procent.
Czy to przejaw dyskryminacji? Nie, same tego chcemy i tylko siebie możemy obwiniać za zaistniały stan rzeczy.A dramatyzowanie i wyolbrzymianie tej, zdawałoby się jawnej dyskryminacji prowadzi nas donikąd.Żądań tych nikt dotąd nie spełnił. I nie spełni.
Jesteśmy wychowywane przez społeczeństwo do bycia głównym ogniwem domowego ogniska.Po ukończeniu studiów wybieramy specjalizacje łatwe, bezstresowe i mało czasochłonne.
Większość kobiet to asystentki, recepcjonistki, sekretarki, lekarki rodzinne.
Wśród mężczyzn dominują profesje chirurgów, kardiologów, prezesów, dyrektorów.
Sekretarka pracuje do godziny szesnastej, dyrektor do dwudziestej, dwudziestej drugiej czy nawet do północy.Nie wychodzi z zegarkiem w ręku i nie liczy dodatkowych piętnastu minut jako czas nadliczbowy.
Niektóre specjalizacje w medycynie wymagają dodatkowych szkoleń, kursów, wyczerpujących godzin pracy, zabiegów decydujących o życiu i śmierci pacjenta.
A pediatra zaleci syrop na kaszel, jeśli to nie pomoże, sięgnie po antybiotyk.Szwecja uważana jest przez wielu za raj równouprawnienia. Parytety płacowe są narodowa religią, a odsetek kobiet pracujących jest jednym z najwyższych na świecie. Państwo zapewnia płatne urlopy rodzicielskie.
Domowe ognisko?
A jednak to kobiety wciąż wykorzystują więcej urlopów bezpłatnych i kobiety są częściej zatrudniane w sektorze publicznym czyli gorzej płatnym.
Przykład krajów nadbałtyckich pokazuje, że kobiety pracują mniej mimo sprzyjających warunków.Tym samym mniej zarabiają tylko dlatego, że same tego chcą.
Doskonały system opieki nad dziećmi czy urlopy tacierzyńskie zdają się na nic.Kobiety nadal chcą pracować mniej, a tym samym i mniej zarabiać.
Żyjemy w świecie,w którym płeć stanowi najważniejsza kategorię odróżniającą nas od innych.I chcemy do niej przynależeć.A jednocześnie spoglądamy w górę i zazdrościmy mężczyznom i chcemy być od nich uzależnione.
Czy my także jesteśmy zwolenniczkami tezy, że kobieta bez mężczyzny ma ukryty feler?
Czy to przejaw dyskryminacji? Nie, same tego chcemy i tylko siebie możemy obwiniać za zaistniały stan rzeczy.A dramatyzowanie i wyolbrzymianie tej, zdawałoby się jawnej dyskryminacji prowadzi nas donikąd.Żądań tych nikt dotąd nie spełnił. I nie spełni.
Jesteśmy wychowywane przez społeczeństwo do bycia głównym ogniwem domowego ogniska.Po ukończeniu studiów wybieramy specjalizacje łatwe, bezstresowe i mało czasochłonne.
Większość kobiet to asystentki, recepcjonistki, sekretarki, lekarki rodzinne.
Wśród mężczyzn dominują profesje chirurgów, kardiologów, prezesów, dyrektorów.
Sekretarka pracuje do godziny szesnastej, dyrektor do dwudziestej, dwudziestej drugiej czy nawet do północy.Nie wychodzi z zegarkiem w ręku i nie liczy dodatkowych piętnastu minut jako czas nadliczbowy.
Niektóre specjalizacje w medycynie wymagają dodatkowych szkoleń, kursów, wyczerpujących godzin pracy, zabiegów decydujących o życiu i śmierci pacjenta.
A pediatra zaleci syrop na kaszel, jeśli to nie pomoże, sięgnie po antybiotyk.Szwecja uważana jest przez wielu za raj równouprawnienia. Parytety płacowe są narodowa religią, a odsetek kobiet pracujących jest jednym z najwyższych na świecie. Państwo zapewnia płatne urlopy rodzicielskie.
Domowe ognisko?
A jednak to kobiety wciąż wykorzystują więcej urlopów bezpłatnych i kobiety są częściej zatrudniane w sektorze publicznym czyli gorzej płatnym.
Przykład krajów nadbałtyckich pokazuje, że kobiety pracują mniej mimo sprzyjających warunków.Tym samym mniej zarabiają tylko dlatego, że same tego chcą.
Doskonały system opieki nad dziećmi czy urlopy tacierzyńskie zdają się na nic.Kobiety nadal chcą pracować mniej, a tym samym i mniej zarabiać.
Żyjemy w świecie,w którym płeć stanowi najważniejsza kategorię odróżniającą nas od innych.I chcemy do niej przynależeć.A jednocześnie spoglądamy w górę i zazdrościmy mężczyznom i chcemy być od nich uzależnione.
Czy my także jesteśmy zwolenniczkami tezy, że kobieta bez mężczyzny ma ukryty feler?