środa, 25 maja 2011

Oda do wina i ... wódki

Lubię pić... woda, herbata, kawa. I lubię alkohol- szampan, czerwone wino, latem białe. I Calvados. Najlepszy jest 12 letni Pays d'Auge.
Powolne i ostrożne dojrzewanie w beczkach dębowych wysubtelnia ten trunek. Absorbuje on zapach drewna i taninę oraz rozwija harmonię i aromat smaku. Kieliszek  du Pays d'Auge sprawia, że zimowy wieczór może przynieść niezapomniane wrażenia...

"Geniusz wina kryje się w szczepie"  Cabernet Sauvignon , Pinot Noir , Chardonnay -  niepowstrzymanie zyskują na znaczeniu i cieszą się zasłużoną renomą. Cabernet Saint Emilion o bogatym , mocnym smaku i aromacie oraz o pięknej , intensywnej barwie soku granatu . I wiśnie z różowymi plastrami kaczych piersi. Albo urocze białe, nie zanadto likierowe Côtes de Bordeaux Blanc, doskonałe do gęsich wątróbek... A na koniec złoty, pełen blasku Sauternes, "łączący w sobie bogactwo i słodycz, delikatność i moc, rozwijający wspaniały bukiet z gamą kwiatów, owoców i miodu, w której przeważa zapach żarnowca i akacji, połączony z ledwie uchwytnym odcieniem wanilii".

Talerz serów, ciasto orzechowe. Ja osobiście do tego wytwornego towarzystwa dołączyłabym operę, będącą hołdem na cześć paryskiej L' Opera Garnier. Ten imponujący teatr muzyczny, uważany obecnie za największą scenę baletową na świecie przypomina dzieło cukiernika. Na jej cześć powstało prostokątne i wielowarstwowe ciasto czekoladowe, mające zawsze 3 cm wyskości, a przybranie ma w formie fantazyjnego napisu. I nazywa się po prostu  L'opera.
Dostępna w Warszawie opera jest wysoka, ma 5 cm i jest fantazyjnie przybrana. Nie ma tej prostoty, szlachetnej elegancji i smaku. No cóż... Warszawa to nie Paryż.

Za to możemy się poszczycić wódką.

Ponoć nie ma nic lepszego niż porcja tatara połączonego z kieliszkiem mrożonej wódki, setką lub pięćdziesiątką, jak kto woli.

Badania pokazują, że ludzie umiarkowanie pijący alkohol, mają skłonności do depresji i cukrzycy, nadciśnienia, ba, nawet demencji starczej. Kobiety pijące 1-2 drinki dziennie, nie więcej, są w 30% mniej otyłe niż ich niepijące koleżanki.

Innymi słowy, jeden mały drink i jesteśmy szczęśliwsze, inteligentniejsze i szczuplejsze. Czy to nie wystarczająco dobry powód żeby iść na imprezę? Najnowsze informacje są jeszcze ciekawsze. Badania opublikowane w " Alcoholism: Clinical and Experimental Research" pokazują, że pijący żyją dłużej niż ich niepijący rówieśnicy.
Spośród 1824 uczestników w wieku 55- 65 lat, 69% abstynentów zmarło w przeciągu 20 lat, w porównaniu z 60% mocno pijących i tylko 41% spośród umiarkowanie pijących.

Dlaczego?

No cóż, już od dawna wiadomo, że wino, zwłaszcza czerwone zawiera resveratrol - potencjalny anty-ager, czynnik, który chroni serce i zwalcza cholesterol.
Ludzie pijący mają większe skłonności do wyjścia z domu niż ich nie pijący pobratymcy- izolacja i samotność jest dużo bardziej gorsza niż kac od czasu do czasu.

Jest już dowiedzione, że żywot pustelnika jest tak samo zły jak wypalenie 15 papierosów dziennie i dwa razy gorszy niż otyłość. Ludzie udzielający się towarzysko są mniej zestresowani, a wszyscy wiemy jakie spustoszenie może poczynić długotrwały stres, począwszy od nowotworów poprzez choroby serca, na osłabionym systemie immunologicznym kończąc.

Nie jestem zwolenniczką hulaszczego trybu życia, orgie na wzór Bachusa są mi obce, picie w czasie pracy jest odrażające, a prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu- niewybaczalnym złem i głupotą.
Nadmierne spożycie alkoholu kojarzy się z tym, czego nikt nie chce- z ogólnym upośledzeniem, dużym brzuchem, marskością wątroby, ryzykiem raka piersi, prostaty i jelita grubego, nie mówiąc już o skutkach późnonocnego obżarstwa, nieprzyjemnym oddechu, wątpliwym pocałunku.  Więc kiedy przyjemność z picia wódki staje się przekleństwem?

Dla mnie przełomowym momentem był powrót do domu z imprezy stylowym, czerwonym garbusem, oczywiście z pewną ilością promili we krwi. Na ul. Górczewskiej, która kilka lat temu wyglądała całkiem inaczej, o świcie zostałam zatrzymana do kontroli. Kiedy sobie uświadomiłam, co mi grozi i jaki to wstyd ( a byłam już wtedy młoda lekarką), kiedy odbiorą mi prawo jazdy, przyrzekłam, że juz nigdy to się nie powtórzy. Potulnie zjechałam na pobocze, radiowóz stanął przede mną. Panowie Policjanci wysiedli ze swego służbowego Poloneza i w tym momencie mój VW 1500 rocznik 1973 poturlał się z górki i uderzył w radiowóz (hamulec ręczny nie działał).
Wiedziałam, że już po mnie. Panowie Policjanci byli bardzo mili. Przeprosili, że zatrzymują mnie o tak wczesnej porze..
Ich dowódca chciał przyjrzeć się bliżej temu modelowi (rzadki okaz, to fakt), niestety nie był w stanie wysiąść z samochodu. Do tego miał mokre skarpetki, które suszył  na oparciu fotela, a "bez skarpetek nie wypada pokazać się damie".

Owa dama jeszcze kilka minut potrzebowała żeby dojść do siebie.

I  od tego czasu nie bierze nawet kropli alkoholu do ust, kiedy wie, że będzie prowadzić samochód.



Wystarczy łyk piwa


2 komentarze:

  1. Ciekawa historia z porannym powrotem z imprezy.
    Bardzo ciekawy post.
    Postanowiłem wrócić do starszych i poczytać jak Pani wcześniej pisała.

    J zdecydowanie najbardziej lubię piwo.. Taki męski trunek. Wódką również nie pogardzę.
    A dobre wino tylko z miłą, uroczą kobietą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super napisane. Musze tu zaglądać częściej.

    OdpowiedzUsuń