Wszyscy dookoła narzekają i nie można im się dziwić, skoro czekają ich wczasy nad morzem lub na Mazurach. Z mego punktu widzenia wcale nie jest tak źle. Codzienne poranne spacery w lesie sprawiają, że dla mnie "szklanka jest do połowy pełna".
"Pogoda nie jest zła, tylko ubranie nieodpowiednie"- tak powiadają Norwedzy.
Wchodząc do lasu, mam wrażenie jakbym przeniosła się do innej strefy klimatycznej. Drzewa są spowite mgłą, otulone rosą. Zapach grzybów, runa leśnego, wszędzie dookoła cisza. I mam dylemat, to Puszcza Kampinoska, czy np. Park Garajonay?
Wierzby, brzozy, sosny, wrzosy, brakuje tylko wawrzynów. A może klimat nam się zmienia? Osobiście, nie miałabym nic przeciwko temu.
Umiarkowana temperatura, obfite opady, duża wilgotność powietrza sprawiłaby, że nie musiałybyśmy, drogie Panie, używać kremów nawilżających.
I te zapachy... Natura jest najlepszym artystą. Zapach wilgotnego lasu o poranku, spowitego mgłą, grzyby, mchy, konwalie i wrzosy- niech się schowają wszystkie Chanel i inne Guerlaine.
Większość z nas nie lubi dentysty, niektórzy panicznie się wręcz boją. I zazwyczaj, przyczyną tych fobii jest strach przed bólem. Tylko niewielki odsetek osób wspomina o nieprzyjemnym zapachu lizolu. Patrząc wstecz, wydaje mi się, że właśnie to było przyczyną mojej niechęci do dentystów. Ściany wyłożone białymi kafelkami, wyfroterowana podłoga z linoleum, ostre światło jarzeniówek oraz ten unoszący się wszędzie ostry, przenikliwy aż do szpiku zapach.
Do gabinetu dentystycznego wchodziło się jak na egzekucję, a po drodze mijało się oszkloną gablotę z "narzędziami tortur"- kleszcze, dźwignie i wszelkiego rodzaju zgłębniki i pęsety. Wszystko było ułożone według jakiegoś schematu i czekało na delikwenta.
A potem człowiek siadał, zakładano mu śliniak wielorazowego użytku, pani dentystka i pomoc pracowały bez rękawiczek, maseczek, więc nieszczęsny pacjent został wzbogacony o kolejny zasób wiedzy. Wiedział już, czy ktoś jest palaczem, co jadł na śniadanie lub co przed chwilą ugotował. I snując wariacje na ten temat, otwierał usta, i.....
A potem człowiek siadał, zakładano mu śliniak wielorazowego użytku, pani dentystka i pomoc pracowały bez rękawiczek, maseczek, więc nieszczęsny pacjent został wzbogacony o kolejny zasób wiedzy. Wiedział już, czy ktoś jest palaczem, co jadł na śniadanie lub co przed chwilą ugotował. I snując wariacje na ten temat, otwierał usta, i.....
No widzicie Pani doktor mówi, Pani doktor ma!
OdpowiedzUsuńSłońce praży tak mocno, że by się człowiek chętnie skrył w jakimś na przykład klimatyzowanym gabinecie dentystycznym ;-) Pozdrawiam!
A ja całkowicie się z Panią zgadzam!To ten zapach i kafelki, i panie w brudnych fartuchach z bułką w ustach były przerażające. I rozmowy o dzieciach, wnukach, czasami były ploteczki. A ja siedziałem i zastanawiałem się, jak bardzo ważny jestem dla nich, i czy na pewno dentysta wie co robi. I stąd ta nasza niechęć dla Waszego zawodu.
OdpowiedzUsuńW Anglii dalej jest to standard, i nikt tym się nie przejmuje, deszczem i kafelkami. Lasy też są wilgotne, ale jednak wolę nasze klimaty.
OdpowiedzUsuńA ARTODONTO nieustannie łamie stereotypy:) Dlatego też mi nieznane są brudne fartuchy, zapach lizolu, czy inne sensacje, o których tu mowa. Ufff... Oddycham z ulgą i pozdrawiam Panią, Pani doktor:)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam kolor. Cieszę się, że zagościł w prawdziwie nowoczesnych gabinetach :)
OdpowiedzUsuń